środa, 18 grudnia 2013

2.-Did you save me?

      Chłopak w kapturze ostrożnie położył Lily na brzegu rzeki. Odgarnął jej włosy i wytarł mokrą twarz. Próbował utrzymywać dziewczynę przy życiu, zaczął od ucisków na klatkę piersiową. Wykonywał to z wielkim profesjonalizmem, jednak ktoś przerwał mu tę czynność. Wciąż było ciemno. Chłopak w kapturze usłyszał krzyki jakiegoś mężczyzny. Ostatnią rzeczą, jaką tajemniczy chłopak zdążył zrobić, to włożenie sekretnego przedmiotu do kieszeni Lily.
-Hej, Ty! Z daleka od mojej dziewczyny! Wynocha rabusiu, jeśli jej coś zrobiłeś, to pożałujesz!-okazało się, że był to Ben. Po jego pogróżkach postać w kapturze momentalnie ruszyła w drogę ucieczki. Ben podbiegł do Lily i krzyknął:
-O mój Boże! Lily, żyjesz?! Ocknij się, kochanie moje!-dziewczyna odkaszlnęła. Otworzyła oczy. Oddech był szybszy, ponieważ nie wiedziała co się dzieje. Dopiero po jakimś czasie doszła do siebie. Przed nią siedział zatroskany Ben. Nie miała pojęcia, że ktoś zdąży ją jeszcze uratować.
-Ben, ocaliłeś mnie?-Ben przypomniał sobie, jak bardzo Lily była na niego zła. Miał nadzieję, że zaraz wszystko się zmieni. Po chwili odpowiedział:
-Tak, no oczywiście! Jak nie ja, to kto inny? Przecież o tej godzinie ludzi żadnych nie ma w okolicy. Na tym odludziu jesteśmy tylko my, to chyba logiczne.
-No dobrze, dobrze. Dziękuję.
-Nie rób mi więcej takich niespodzianek. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłem. Chodźmy do samochodu.
-Zaraz. Muszę znaleźć moją torebkę, pamiętam, że położyłam ją gdzieś przed pomostem... Ale ciemnota. -powiedziała ledwo przytomna Lily. Ben zorientował się, że nie jest mokry, a dopiero co wcisnął kit, że uratował swoją narzeczoną. Chłopak był zdziwiony, że jeszcze nie zauważyła jego kłamstwa. Zwrócił wzrok na Lily, która była odwrócona do niego tyłem, szukając swojej torebki. Żeby się nie wydało, Ben wycofał się w stronę parku i krzyknął:
-Lecę do samochodu, będę tam na ciebie czekać Lily, ok?
-Dobra!-odpowiedziała równie głośno.-Cholera, gdzie ona jest? Głupia torebka.-wymamrotała dziewczyna.Przeszukiwała na oślep piasek. Była cała mokra i w dodatku oblepiona plażowym żwirem. To zdecydowanie nie był jej najlepszy dzień.-Rzucać mi się do jeziora zachciało!-zła na samą siebie Lily warknęła pod nosem. Nagle usłyszała za sobą stąpanie.
-Szukasz czegoś?-spytał chłopak, który właśnie wkroczył na plażę. Dziewczyna zerknęła kątem oka i dalej kontynuowała poszukiwania. -Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Jestem Louis.
-Lily. Szukam torebki, jakbyś miał latarkę, była bym szczęśliwa.
-Miło Cię poznać.-odrzekł chłopak włączając lampkę w swoim telefonie, po czym zaświecił jej prosto w oczy. Jednak nie zrobił tego ze złości, a z ciekawości. Chciał ujrzeć jej twarz. Natychmiastowo zapytał:
-Co panienka Lily robi na tej plaży? Myślałem, że nikt nie wie o moim miejscu.
- Twoim? Hola, nie przywłaszczaj sobie tego miejsca. Tutaj ja rządzę. -zaśmiała się dziewczyna.
-Przychodzę tutaj wieczorami, o tej samej godzinie.-zaczął.-Oczywiście tylko wtedy, gdy jestem w Londynie.-Lily chwyciła jego telefon z latarką, żeby oświetlić sobie drogę.
-Nie jest ci zimno, na tym podkoszulku?-spytała zdziwiona Lily.
-No troszkę jest, ale prawdziwy mężczyzna zniesie najgorsze!
-Co robisz w Londynie?-spytała Lily.
-Ha! To dosyć skomplikowane, nie mieszkam tutaj,ale często bywam. Pochodzę z Doncaster.
-O , mam! Tutaj jest torebka. Dziękuję miły człowieku, a teraz muszę lecieć, bo narzeczony na mnie czeka.-odrzekła dziewczyna, jeszcze raz spoglądając w stronę Louisa.
-Długo nie porozmawialiśmy, a szkoda.-Oboje spojrzeli w dwie różne strony i nie wiedzieli co powiedzieć, gdyż nastała niezręczna cisza. Jednak Lily żwawo podniosła głowę do góry i powiedziała:
-Wyglądasz na zmęczonego, odpocznij sobie. Ja już będę lecieć, no i dziękuję za latarkę.-dziewczyna szybko zniknęła za gąszczem drzew, a  Louis usiadł na piasku i zaczął wpatrywać się w odbijający się od wody blask świecącej latarni.
*5 minut później*
-Już jestem!-wykrzyknęła Lily otwierając drzwi od samochodu. Usiadła się, zapięła pas i natychmiast włączyła ogrzewanie, żeby wysuszyć swoje rzeczy.
-Długo coś ci zeszły całe te poszukiwania.
-Dziwisz się, skoro było tak ciemno? A ty oczywiście nie chciałeś mi pomóc.
-Sądziłem, że wiesz gdzie leży ta torebka!-oburzył się Ben.
-Okej, już nie ważne. Jedźmy do domu. Widzę, że tobie ogrzewanie też się przyda, bo przemokły ci nawet majtki!-zaśmiała się Lily. Ben próbował zachować się normalnie i również odpowiedział zdecydowanym śmiechem. Oczywiście, nie chciał, żeby się wydało, iż tak naprawdę wymoczył się w pobliskiej fontannie za rogiem, co było upokarzającym faktem.
-Właściwie co cię skusiło, że wpadłaś do tej wody? Chciałaś popełnić samobójstwo?!
-Nie, coś ty.-Zaprzeczyła Benowi, a także samej sobie. Nie chciała uchodzić za lekkomyślną, zdesperowaną dziewczynę rzucającą się do rzeki.- Stałam na pomoście i przyglądałam się wodzie. Jednak, ktoś mnie wystraszył, jakiś człowiek w kapturze wkraczający na plażę. Ja chciałam tylko dać krok w tył, ale jakoś się zdarzyło, że wpadłam do wody.-Ben pomyślał, co odpowiedzieć. W końcu wykombinował:
-Widzisz ten kaptur?-chłopak wskazał na swoją bluzę.-To byłem ja. Nie chciałem Cię wystraszyć, po prostu, po naszej kłótni wysiadłem z auta i pobiegłem za tobą, żeby cię przeprosić.

-Dziękuję, że zatroszczyłeś się o mnie.- Lily zbliżyła się do prowadzącego auto Bena i oddała małego całusa w jego policzek. Chłopak był bardzo zawiedziony na swoich kłamstwach, jednak tylko w ten sposób sprawił, że Lily zapomniała o wieczornej kłótni i o tym jakim był złym chłopakiem . Dziewczyna poczuła, że coś ma w kieszeni. Sięgnęła ręką i wyciągnęła łańcuszek z serduszkiem ułamanym na pół. Bardzo się jej spodobał, dlatego dyskretnie zawiesiła go na szyję i swobodnie włożyła za koszulkę.
-Dziwne, nigdy nie widziałam go na oczy.-pomyślała Lily. Jednak nie miała już sił zastanawiać się nad zwykłym wisiorkiem, może po prostu zapomniała, że owy naszyjnik posiadała. Wygładziła go i lekko się uśmiechnęła. Wygodnie ułożyła się na siedzeniu i zrelaksowała patrząc się przez samochodową szybę.  dumając nad tajemniczym chłopakiem spotkanym na plaży.